sobota, 8 listopada 2014

"One kiss, please"

Alice

Weszłam do domu z lekkim grymasem na twarzy. Jedyne co poczułam w tym momencie to zapach spalonego mięsa. Nie ukrywam, że byłam w szoku po zobaczeniu mamy w domu o godzinie 15. Jest pracoholiczką, więc widok jej w domu przed końcem pracy to jakieś święto.
- Mamo, co ty tutaj robisz?
Ellen podskoczyła jakby dopiero co ujrzała ducha. Niemożliwe żeby nie słyszała jak wchodzę. Potrafię tak trzasnąć drzwiami, że cały blok się trzęsie. Spojrzała na mnie przez ramię po czym wyjęła słuchawki z uszu. Czy moja mama wie w ogóle jak się obsługuje takie urządzenia? Ona ledwo co pisze sms-y.
- Dziecko, czy ty chcesz żebym padła na zawał? Nie ważne, rozbierz się i idź do stołu. Zaraz będzie obiad.
Zrobiłam jak chciała, jednak nie ukrywałam zdziwienia.
- Zaraz, dlaczego na stole jest 5 talerzy? - krzyknęłam do mamy, ale nie usłyszała. Pewnie znowu pogłębiła się w muzyce lat osiemdziesiątych. Co za kobieta.
Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z myśli. To pewnie Johnny odebrał Brendę z przedszkola.
- Hej młody. - powiedziałam drwiąco do Jo puszczając mu oczko – Witaj moja słodka księżniczko – uniosłam Brendę na ręce i, jak zwykle zresztą, zaczęłam łaskotać.
Johnny i Brenda to moje młodsze rodzeństwo. Bywają na prawdę upierdliwi, ale kocham ich jak nikogo innego. Jo to jednocześnie mój przyjaciel. Mówimy sobie o wszystkim. Patrząc na moją przyjaciółkę, Vicky, jestem na prawdę zadowolona, że jest między nami tak, a nie inaczej. Ona ma w domu istne piekło.
- Jak było w przedszkolu kochanie? - mama chyba w końcu domyśliła się, że jest ktoś w domu poza mną.
- Mama widziałam prezent dla Ali! - ledwo co wyszeptała mała Bren.
- Prezent? Czy ja o czymś nie wiem? - zapytałam zmieszana.
Fakt, za kilka dni mam urodziny, ale nie spodziewałam się jakiegoś innego prezentu niż co roku. Co prawda to moja osiemnastka, ale nigdy nie byłam materialistką. Zawsze uważałam, że pieniądze to najlepszy prezent. Nie wymyślałam sobie Bóg wie czego, w przeciwieństwie do Vicky. Ona co roku ma inna wersje swojej przyszłości. Rok temu chciała zostać fotografem, więc oczywiście dostała lustrzankę.
- Brenda, idź do pokoju. - powiedziała lekko zdenerwowana Ellen.
Chciałam już zapytać o co chodziło, ale znowu zadzwonił dzwonek. Nie wiedziałam, że spodziewamy się gościa. Chociaż to wyjaśniało by 5 talerzy na stole.
Moja mama jakby ją piorun strzelił pobiegła do drzwi. Poprawiła włosy i przekręciła zamek.
Mogłam się tego spodziewać. To szef mamy z synem. Pewnie znowu ubiega się o awans, ale coś mi się wydaje, że spalonym mięsem go nie przekupi. Miałam tylko nadzieję, że to się jak najszybciej skończy.
- Witam, pani Johnson. - powiedział lekceważąco Bill.
- Zapraszam, panie Bieber. - moja mama zachowywała się jak opętana. Ten nieszczery uśmiech poznałabym na kilometr.
- Cześć Justin – powiedziałam patrząc w ścianę. Na prawdę nie miałam ochoty spędzać z nimi czasu.
- Hej Ali. - uśmiechnął się lekko. Nie miałam zamiaru odwzajemniać tego gestu.
Usiedliśmy wszyscy przy stole i zaczęło się. Jedyne co mnie zdziwiło to to, że moja mama chyba solidnie się przygotowała do tej rozmowy. Bill wydawał się być na prawdę zaciekawiony. Nawet powiedział, że moja mama świetnie gotuje. Kto normalny lubi jeść węgiel?
Nagle poczułam lekki ucisk pod stołem. Spojrzałam na Justina, a ten znacząco przekierował wzrok na drzwi.
- Mamo, panie Bieber. Pozwolicie, że opuścimy stół z Justinem.
Wstałam, a on za mną. Widziałam ten dominujący uśmiech na jego twarzy. Nie przepadam za nim, ale fakt, jest cholernie przystojny.
- Jest jakiś konkretny powód, że jestem tutaj teraz z tobą? - zapytałam drwiąco.
Justin to typ faceta, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Nie widziałam sensu spotkania, chociaż nie raz mnie o to prosił. Niegrzeczny chłopiec- tak chyba można go określić. Dyskoteki, dragi, drogie samochody – to jego motywy przewodnie. No i oczywiście laski, które i tak ślinią się na jego widok bardziej niż niektóre psy.
- Po prostu chciałem z tobą porozmawiać. - znowu to samo. Ten uśmiech chyba nigdy nie da mi spokoju. Widzę go codziennie na korytarzu szkolnym. - Dlaczego mnie tak odrzucasz? Zrobiłem coś nie tak? - atmosfera stała się napięta. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Tak na prawdę sama nie wiem co mogłabym mu w tej sytuacji odpowiedzieć. Kiedyś byłam jedną z tych dziewczyn śliniących się na jego widok. Ale to było kiedyś. Teraz dorosłam i już nie uganiam się za chłopakami, którzy pobawią się tobą i odstawią w kąt. Przynajmniej tak sobie wmawiałam.
- Skąd to pytanie? O co ci teraz chodzi, Justin? - gorszej odpowiedzi nie mogłam wymyślić.

Justin

Na prawdę nie rozumiałem co robię źle, że tak bardzo mnie unika. Od co najmniej dwóch miesięcy próbuję nawiązać z nią jakiś bliższy kontakt niż tylko "co było zadane". Zmieniła się. Bardzo się zmieniła. Jeszcze rok temu była to dziewczyna z aparatem na zębach, w okularach.
- Ali, dobrze wiesz o co mi chodzi. - powiedziałem podchodząc coraz bliżej.
Nie wiedziałem czy dobrze robię, ale emocje robiły swoje. Tak bardzo chciałem ją pocałować. Podszedłem do niej od tyłu i zacząłem szeptać do ucha kilka słów. Na początku zauważyłem ten uśmiech na jej twarzy. Po chwili jakby się otrząsnęła i odeszła.
- Justin, nie mogę. - powiedziała z głową spuszczoną w dół. Widać było, że chciała, ale coś jej kazało przestać. Głupie "coś".
- Znowu dajesz mi kosza? - powiedziałem uśmiechając się, ale na prawdę mnie to zabolało.

Alice

Myślałam, że śnię. Czy on właśnie daje mi do zrozumienia, że mu się podobam? Przecież to nie możliwe. Ja, zwykła dziewczyna z Manhattanu i on – najprzystojniejszy chłopak jakiego kiedykolwiek widziałam. Dalej próbowałam sobie wmówić, że to tylko dupek, który się mną zabawi i rzuci w kąt. Jednak faktycznie od mniej więcej dwóch miesięcy próbował ze mną nawiązać jakiś kontakt. Po prostu odwracałam się wtedy na pięcie i odchodziłam. Na prawdę nie miałam ochoty słuchać wtedy co ma mi do powiedzenia. Teraz gdy sprawy się tak potoczyły sama już nie wiem czego chce.
- Nie, Justin. Nie będę kolejną laską, którą potraktujesz jak zabawkę. Przykro mi. Możesz teraz pojechać do klubu i się pocieszyć. Zwykle chyba pomagało? - chyba trochę przesadziłam, ale powiedziałam to co mi leżało na sercu.
Jego mina była bezcenna. Oczy mało co mu nie wypadły, a usta otworzyły się na szerokość denka od butelki.
- Co ty powiedziałaś?
- To co słyszałeś. - nie miałam zamiaru go przepraszać. W końcu za prawdę się nie przeprasza.
Justin posmutniał i po prostu wyszedł. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać czy może faktycznie nie przesadziłam.
Weszłam do domu, ale nie usiadłam do stołu. Nie mogłabym mu teraz spojrzeć w oczy. Poszłam do pokoju i wskoczyłam na łóżko.
"laska, jak będziesz miała chwile zadzwoń koniecznie!"To od Vicky.
- Halo?
- No hej, dopiero odczytałam sms'a. Coś się stało? - zapytałam ciekawa.
- Jak tam przebiega spotkanie? Cała szkoła dzisiaj dudniła o tym, że spotykasz się z Justinem. Czemu mi nic nie powiedziałaś?! - zaczęła mówić tak szybko, że prawie w ogóle jej nie mogłam zrozumieć. Zawsze tak robi kiedy jest podekscytowana.
- Więc cała szkoła o tym wiedziała, a ja nie? To się zaczyna robić ciekawe.-
nie ukrywałam zdziwienia.
- Co ty gadasz! Justin wyglądał na szczęśliwego kiedy opowiadał o tym Paulo
wi.
Przez chwilę nic nie mówiłam. Teraz mi na prawdę głupio za to co powiedziałam.
- Vicky, oddzwonie do Ciebie później.
Rozłączyłam się, nie dając jej nawet możliwości odpowiedzi.
Wyszłam z pokoju i udałam się do jadalni mając nadzieję, że Justin jeszcze tam jest. Chciałam go przeprosić za to co powiedziałam, ale tak jak przypuszczałam, Justina już nie było. Wróciłam do pokoju i usiadłam na parapecie. Wyszłam przez okno i stanęłam na schodach pożarowych.
" Justin, przepraszam. Nie chciałam żeby tak to wyszło.."
Nie uzyskałam odpowiedzi. Wróciłam zła do pokoju i poszłam do łazienki przemyć twarz.

Justin

- Justin, podaj!
Zawsze jak jestem zły lub przygnębiony idę z Paulem pograć w kosza. Tak zrobiłem i tym razem.
- Więc powiedziała ci to bez żadnego oporu? - zapytał zdziwiony.
- Dokładnie. Tak jakby mówiła mi o serniku. Zero wzruszenia. - mówiłem z kamienną twarzą, ale szczerze? Miałem ochotę uderzyć pięścią w ścianę budynku.
- Ja się z tym czujesz? Chyba nie jesteś przyzwyczajony do porażki, stary. - Zaczął żartować Paul.
- Napisała mi sms'a, że przeprasza. - powiedziałem z lekkim uśmieszkiem, ale nie zamierzałem odpisać. Byłem za bardzo zdenerwowany żeby tak od razu zapomnieć o tym.
Rzuciłem piłkę gdzieś w kąt boiska i napiłem się wody.
- Będzie dobrze, zobaczysz. - poklepał mnie w ramie i zabrał wodę z ręki.
- Chciałbym żeby było.. - wyszeptałem sam do siebie.